Bardzo dużo osób, a pewnie wręcz większość, czy to kobiet czy mężczyzn, posiada jakieś kompleksy. Zazwyczaj dotyczą one niedoskonałości własnego ciała, czy też raczej jego niezgodności z normami lansowanymi przez media i celebrytów. Cellulit, oponka na brzuchu, waga większa niż u modelki, łysina, zęby nie błyszczące białością… Któż na to czasami nie narzeka i nie chciałby, by było inaczej, lepiej i doskonałej?
Co panowie mają na głowie?
Kompleksy dotyczące wyglądu najczęściej kojarzone są z kobietami. Faktycznie, statystycznie to one częściej zadręczają się dietami, kuracjami odmładzającymi, sięgają po kosmetyki ujędrniające, porównują z koleżankami, aktorkami, modelkami. Mężczyźni robią to trochę rzadziej, chociaż pełne zadowolenie z własnego wyglądu wcale nie jest wśród nich szczególnie powszechne.
I właśnie głowa jest jednym z typowych, męskich kompleksów. A dokładniej niezbyt duże na nim owłosienie, jak można delikatnie scharakteryzować łysinę. Im wcześniej zaczynają wypadać, tym większe zaniepokojenie powodują. Z tym kompleksem częściowo da się walczyć, sięgając po specjalistyczne kosmetyki czy nawet robiąc przeszczep. Ratunkiem bywa też zmiana image, czyli sięgniecie po maszynkę i przejście na fryzurę „na zero”. Owłosienie działa także w drugą stronę. Tak zwane futerka czy sweterki, czyli nadmiernie porośnięta klatka czy plecy, wywołują zakłopotanie, są obiektem drwin czy wstydu przy rozbieraniu się. I tak, jak kiedyś depilacja była domeną kobiet, tak nagle sięgnęli po nią również mężczyźni. Cóż, uporanie się z takim kompleksem nie wymaga wiele zachodu czy środków. Są dużo gorsze.
Do nich bez wątpienia zaliczy się, pieszczotliwie mówiąc, brzuszek, zwany też mięśniem piwnym, oponką czy daszkiem. Kiedyś raczej akceptowany, jako jedna z oznak przekroczenia granicy młodości. Obecnie to jeden z głównym powodów diet, wizyt na siłowni, ćwiczeń, zmiany trybu życia. Albo przynajmniej zamiarów i deklaracji w tym kierunku… Dużo prościej podjąć noworoczne postanowienie, że zaczyna się ćwiczyć, niż faktycznie to robić… A o brzusio przecież coraz łatwiej. Jako społeczeństwo więcej siedzimy, mniej się ruszamy, wieczory spędzamy na kanapach oglądając seriale, w otoczeniu ulubionych przegryzek i napojów. Można by powiedzieć, że akurat ten kompleks często powstaje na własne życzenie…
I co kryją w sypialni
Oczywiście jedną z głównych (a może główną) przyczyną męskich kompleksów jest wielkość przyrodzenia. Panowie porównują swe rozmiary z badaniami statystycznymi (dostępnymi np. tu https://www.strefanamietnosci.pl/czy-rozmiar-penisa-ma-znaczenie/), czy dyskretnie zerkając na kolegów w szatni czy pod prysznicem. Zbyt małe obdarzenie przez naturę powoduje bardzo odczuwalny problem, nieraz mocno rzutujący na psychikę, związki i relacje z płcią przeciwną, wręcz aż do ich unikania, by nie narazić się na drwinę. Niezależnie od tego, co kobiety faktycznie o tejże wielkości sądzą, a ta, jak przekonuje nas www.strefanamietnosci.pl, wydaje się być dla nich mniej ważna, niż dla mężczyzn. Możliwe, że jednym z powodów takiej niskiej samooceny jest zbytnie porównywanie się nie tyle z kolegą, co z aktorami występującymi w ulubionych, męskich filmach… Innym – chęć przewyższenia wcześniejszych partnerów swej towarzyszki życia, do których przecież koniecznie trzeba być bardziej męskim.
Na poczucie męskości wpływa także pozycja zawodowa (i zarobkowa) partnerów. Coraz więcej kobiet odnosi sukcesy zawodowe, awansuje, nie są niczym niezwykłym przypadki, że to one zarabiają więcej. Mężczyźni często mają problemem z akceptacją sytuacji, kiedy to oni przebywają na bezrobociu, muszą zajmować się domem, po pracy odrabiają z dziećmi lekcje czy gotują obiady. Nie pomaga, gdy kobieta zwraca uwagę na taki stan rzeczy, kwestionując jednocześnie męską rolę partnera. Jeszcze gorzej, gdy robią to koledzy, sami w swych związkach dominujący. Kwestia odejścia od określonego wieki temu podziału ról, a także konieczności równouprawnienia w związku i życiu wydaje się być czymś normalnym. Ale nawet i to, jak się okazuje, może wpędzać panów w kompleksy.